Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^

Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^
Niśka

22 kwietnia 2014

twelve. february. part 2.

Luty to zawsze ten najkrótszy miesiąc. Ucieka między palcami. Ulatuje między słowami. Gasi dzień i zapala noc pracując przy tym mniej od swoich sąsiadów. Rozwiesza mniej gwiazd zasłaniając swoje lenistwo chmurami. Nie pamięta, by odkopać świat z powłoki śniegu i pozwala mu zmieniać się w mokrą breję. Zapomina budzić ptaki, by zimne poranki umilały swoim śpiewem. Ale na swoim półmetku uśmiecha się do nas szeroko. Wyciąga spod poduszki magiczną różdżkę i zaczarowuje cały świat. Wysyła amory ze strzałami miłości. Przypomina mężczyznom o istnieniu czerwonych róż. Ubarwia sklepowe wystawy w pluszowe misie i serca. Kawiarniom daje zarobić na licznych kawach i ciastkach. Kinom pozwala na jeszcze większą dawkę romantycznych filmów w repertuarze. I do zmrożonego zimą miasta wysyła ciepło. Ciepło zakochanych serc. Rękawiczki chowają się w szufladach, by ich obecność zastąpić dotykiem ukochanej osoby. Dieta musi schować się w kąt, by nie zabraniać skosztowania ulubionych czekoladek w ślicznym opakowaniu. Zużycie wody rośnie podczas gdy w domach wazony napełniane są nią bez przerwy. Walentynki. Amerykański wymysł skopiowany do wszystkich chyba istniejących państw. Pozorna bzdura. Bo przecież każdego dnia kochamy tak samo. Każdego dnia myślimy i chcemy być blisko. Pamiętamy o tym i uświadamiamy się w tym codziennie. Po co więc ten 14 lutego? Na pokaz? By zrozumieć trzeba umieć zinterpretować przekaz tego dnia. Ulec magicznej aurze i odnaleźć ją też w sobie. Niektórzy naprawdę są do tego zdolni. Inni robią to na pokaz. Ci ostatni przyznają otwarcie, że nie tolerują tego święta. Ja należę do tych, którzy są w stanie przeżyć Walentynki jak na to przystało. Jestem w końcu rodowitą Amerykanką.

Już kilka dni wcześniej od rana do wieczora przesiadywałam na dworze szukając coraz bardziej wyszukanych miłosnych akcentów. Obserwowałam pary trzymające się za ręce. Podziwiałam mniejsze i większe misie. Z bólem serca przechodziłam obok cukierni czy sklepów ze słodyczami. Pierwszy raz ten widok nie przyprawiał mnie o mdłości. Bo po raz pierwszy czułam, że mam dla kogo uczcić ten dzień. Zebrałam wszystkie zdjęcia. Ułożyłam starannie w idealnie skomponowany katalog i dostarczyłam do redakcji. W końcu miałam jakiś temat przewodni. Inspirację mogłam zaczerpnąć z otoczenia, a to dla mnie jako fotografa było bardzo ważne. Wróciłam więc szczęśliwa i wyczerpana do mieszkania na poddaszu, by na progu doznać lekkiego i bardzo pozytywnego szoku.
-Dobry wieczór- odezwał się poważnie powstrzymując przy tym usilnie śmiech. Podniósł się ze schodka, na którym siedział i zabrał mi z dłoni klucze przygotowane do otwarcia drzwi. Szybkim ruchem przekręcił je w zamku i oboje znaleźliśmy się we wnętrzu. Nadal byłam dość oszołomiona tym, co się działo. Jego obecnością. Niespodziewaną.
-Co ty tu robisz?- wydusiłam w końcu z siebie po długim przełykaniu coraz to nowej śliny.
-Myślałem, że bardziej ucieszysz się na mój widok.
-Cieszę się..- zająkałam się lekko, choć przecież mówiłam absolutną prawdę. Czułam się dobrze z tym, że był obok, choć miał być to kolejny wieczór spędzony w samotności.
-No ja myślę..- wyrwał mnie znów z zamyślenia.- Pomyślałem, że może przygarnęłabyś mnie na tę jedną noc.
-Ale.. Czemu? Co się stało?- wypaliłam od razu układając sobie w głowie nie wiadomo jak okropne scenariusze.
-Musiało się coś dziać, żebym chciał spędzić noc z moją własną dziewczyną?- niczym kobieta odpowiedział pytaniem na pytanie. Był na granicy obrażenia się, dlatego też szybko musiałam odwrócić kota ogonem.
-Po prostu.. Zdziwiłeś mnie takim pomysłem. Tak nagle.. Ale to bardzo pozytywne zaskoczenie- uśmiechnęłam się próbując ukryć zmieszanie. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Miałam dopiero 16 lat. Moje kontakty damsko-męskie nigdy nie były zbyt zaawansowane. Wydawało mi się, że dam radę potoczyć to wszystko jak najwolniej. Chciałam go kochać całą sobą. I by on kochał mnie tak samo.
-Lubię zaskakiwać. Widzę, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- to mówiąc ujął moją twarz w ciepłe dłonie i pocałował delikatnie.
-Wiem natomiast, że nieziemsko całujesz- wyszeptałam odrywając na chwilę wargi od jego ust. Przemieściliśmy się w głąb pomieszczenia. Minęliśmy kuchnię i znaleźliśmy się w sypialni. Złapał mnie za uda i podniósł do góry, by po chwili położyć moje ciało na niestarannie zaścielonym łóżku.

Przebudziłam się nad ranem. Słońce ledwo co wychylało się zza chmur. Odwróciłam się na drugi bok, a na poduszce dojrzałam ślicznego pluszowego misia. Z kuchni dochodził niewielki hałas. Byłam jednak zbyt leniwa by wstać i udać się w tamtą stronę. Zostałam więc w ciepłej pościeli i poczekałam, aż przyczyna odgłosów przyjdzie do mnie sama. Nie minęło 10 minut, jak stanął w drzwiach z tacą pełną przysmaków będących naszym śniadaniem.
-Oo, jak miło, że pomyślałeś o moim głodnym brzuszku- uradowałam się na widok jedzenia.
-Nie tylko twoim.. No ale mam nadzieję, że będzie ci smakować nasz pierwszy walentynkowy posiłek.
-Walentynki. No tak- w jednej chwili uświadomiłam sobie, że to dziś ludzie "kochają bardziej". I że to właśnie dziś ten dzień będzie należał także do mnie.
-Smacznego- życzył mi, gdy pochłaniałam już idealnie przypieczone grzanki i popijałam je zieloną herbatą. Sam wziął się za słodki twarożek siadając obok mnie. Czułam się cudownie. I nie mogłam doczekać się dalszego rozwoju wydarzeń. Czekał mnie jeszcze bowiem przerażająco chłodny spacer, trzy herbaciane róże, pyszne ciastko cynamonowe, obiad na wynos w starej palmiarni oraz dość uboga kolacja przy dwóch świecach. Jednak każdy element był dla mnie wyjątkowy. Składał się bowiem na całość, jakiej nigdy w życiu jeszcze nie zaznałam. Na coś, do czego długo wracać będę swoją pamięcią. Był przy mnie. Był dla mnie. Chciał być. Ogrzewał moje dłonie. Moje usta. By pokazać, że to, co między nami jest, coś znaczy. A raczej znaczy bardzo wiele. I nie możemy stracić tego przez byle głupotę.

Droga Audrey,
wciąż nie wierzę w to, co właśnie się skończyło. Nawet koniec był idealny. Marzenia rzeczywiście się spełniają. I nie wiem co zrobić, by było tak dalej. Może umilknąć i czekać, aż los sam ponownie mnie zaskoczy. Los.. Czy może po prostu Alex. Dlaczego tak długo musiałam na niego czekać? Dlaczego? Miło by było przeżyć to nieco wcześniej. Przed tymi wszystkimi upokorzeniami. Ale z drugiej strony warto było czekać. Warto mieć teraz porównanie. Dziękuję. 
Twoja Via

* * *
Czyżby standardem były moje przeprosiny? Powinnam była zawiesić bloga i nie trzymać moich czytelników w niepewności, ale cóż.. Teraz znalazłam w sobie nieco odwagi, by znów coś skrobnąć. Jest jednak coraz trudniej. Rzeczywistość jest inna, a nie chcę jej mieszać z przeszłością, którą tu zawieram. Boję się. Marzenia czy wyobrażenia też ulegają zmianom. Chcę dać radę i dotrwać do końca, ale nie będzie łatwo. Trzymajcie kciuki i motywujcie mnie. Proszę :*