Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^

Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^
Niśka

26 września 2013

eleven. february. part 1.

Luty. Kolejny miesiąc mrozów, burz śnieżnych, wiatrów i w tym roku zdecydowanie braku słońca. Każdy dzień jest szary i krótki. Chęci do życia uchodzą z człowieka praktycznie w kilka minut po przebudzeniu, gdy tylko spojrzy za okno w nadziei na zobaczenie cudu, jakim jest bezchmurne niebo i choć odrobina koloru. Co ważne, taka pogoda zupełnie nie nadaje się do robienia jakichkolwiek zdjęć. Moje styczniowe fotografie już prawie w całości poszły do redakcji, a ja zostałam z zupełnym brakiem materiałów na kolejne numery, co wiąże się z coraz gorszą sytuacją materialną. Znowu zaczęłam dorabiać w kawiarence na parterze. Pracowałam na zmianę poranną i wieczorną, ponieważ nie miałam, jak inni pracownicy, problemu z dotarciem do pracy i powrotem do domu, skoro to zaledwie kilkadziesiąt schodów i to w dodatku bez konieczności opuszczania budynku. W wolnych chwilach siedziałam nad artykułem i całkiem sporo czasu spędzałam z Sarą i jej przyjaciółką Lily. Świetnie się dogadywałyśmy. Poznałam również osobiście Amy i Zaca. Moim zdaniem pasowali do siebie idealnie i zazdrościłam im ich miłości, która była dostrzegalna na każdym kroku.

I tak właśnie minęło mi sporo czasu. Jednak myślami czasami wybiegałam poza rzeczywistość i uciekałam do Alexa. Do jego cudownych brązowych oczu wpatrzonych we mnie i do każdego pocałunku, który wywoływał u mnie motyle w brzuchu. Ale zaraz po tych wspomnieniach przychodziła do mnie historia Sary i moja ostatnia rozmowa z chłopakiem.

*
Tamtej nocy budziłam się przynajmniej kilka razy. Powieki otwierały się w mroku, by odsłonić oczom przerażającą szarość. Potem lekko opadały, a ja tkwiłam w ciszy na zewnątrz i chaosie wewnątrz mojego umysłu. Wstałam zanim zadzwonił pierwszy budzik. Odsłoniłam ciężkie zasłony, lecz niewiele to zmieniło w naświetleniu małego pokoju. Zmieniłam kartkę w kalendarzu, gdyż właśnie zaczął się pierwszy lutowy dzień. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i doenergetyzowałam gorącą kawą cynamonową. Na lodówce, wśród mnóstwa notatek, wisiała jedna zielona karteczka zapisana dzień wcześniej w pośpiechu: ZADZWOŃ! Tak, obiecałam sobie zadzwonić do Alexa. Lecz cały czas odwlekałam to i odpychałam od siebie jak najdalej. Najwyraźniej ze zwyczajnego ludzkiego strachu. Strachu przed prawdą. Przed rzeczywistością. Postanowiłam jednak w końcu napisać do niego sms’a z prośbą o spotkanie. Umówiliśmy się w naszej kawiarni o 12.30. Nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Miotały mną emocje i niespokojne myśli. Chore scenariusze rozmów, które piętrzyły się i piętrzyły, a z każdą minutą układały w całkiem sporych rozmiarów książkę zdesperowanej nastolatki. Wyszłam pobiegać, by później tylko na chwilę wskoczyć w domu pod prysznic i wyjść na spotkanie.
-Myślałem już, że nigdy się nie odezwiesz- zaczął od razu, gdy tylko mnie zobaczył w białych drzwiach pastelowego wnętrza. Miał zmieszaną minę, twarz czerwoną od mrozu i wyraźnie niewyspane oczy, które przymykały się dosyć często, choć na mój widok zaprezentowały się w pełnej okazałości. Alex wstał i odsunął moje krzesło, bym mogła siąść, a następnie zajął miejsce naprzeciwko. Spojrzał na mnie tym wzrokiem, co wtedy, w grudniu. Serce zabiło mi mocniej, a słowa stanęły w gardle. W końcu jednak przełamałam się.
-Ja? Dlaczego ja? Myślę, że to akurat ja byłam bardziej zdezorientowana i to ty powinieneś chcieć mi wyjaśnić tą całą sytuację. Jednak skoro się tego nie doczekałam…- słowa nagle wyleciały ze mnie z taką mocą, że nawet nie wiem czy zdążyłam drugi raz nabrać do płuc powietrza. Czułam, że jeśli przestanę mówić, to cały żal wyleje się ze mnie w postaci łez, a tego nie chciałam. Chłopak jednak przerwał mi w połowie myśli.
-Wiem. Przepraszam. Zbierałem się, by zadzwonić, napisać, ale tak bardzo bałem się twojej reakcji. Tego, że uciekniesz i będziesz chciała zapomnieć. A ja nie chciałem cię stracić- mówił powoli i lekko ściszonym głosem. Oczy wbił w stolik, a ręce zajął składaniem i rozkładaniem papierowej serwetki.
-A tym zachowaniem myślisz, że co zdziałałeś? Z każdym dniem traciłeś mnie coraz bardziej. Z każdym niewykonanym telefonem i niewysłanym sms’em. Cisza zawsze jest najgorszym rozwiązaniem. Wolę się z tobą pokłócić, niż trwać w takiej nieprzerwanej ciszy i pustce. Bo wtedy nie mam pojęcia, co przeżywasz i czy w ogóle o mnie myślisz- ja także zaczęłam ściszać głos, a wzrokiem szukać jego spojrzenia. Wyciągnęłam zmarzniętą dłoń w jego kierunku i lekko musnęłam jego palce. Podniósł głowę, bym zobaczyła pełne smutku duże brązowe oczy. Złapał mnie za rękę i uśmiechnął nieśmiało.
-Myślałem. I myślę nadal. Każdego dnia. Bo najzwyczajniej za tobą tęsknię, choć wcale nie znamy się długo. Nie odchodź tak nagle bez słowa.
-Nie pozwalaj mi na to- odpowiedziałam na jego prośbę swoją prośbą. Już czułam, że nie powiedziałam wszystkiego, co zaplanowałam. Ale jego obecność mnie paraliżowała. Nie potrafiłam być na niego zła i ujawnić wszystkiego, co myślę. Ja także nie chciałam go stracić. Może takie udawanie, że nie ma problemu nie było najlepszym wyjściem, ale mimo to tak się zachowywałam. Zachowywaliśmy oboje. Bardzo trudno było nam poważnie rozmawiać. Tak naprawdę mało wiedzieliśmy o sobie podstawowych rzeczy. Poznawaliśmy się poprzez dziwne rozmowy bez tematu, często podszyte różnymi podtekstami, przepełnione śmiechem i sarkazmem. Odpowiadało mi to, że czuliśmy się w swoim towarzystwie tak swobodnie, jednak czasami brakowało mi w nim osoby, której mogłabym wszystko powiedzieć i być pewną, że zostanę wysłuchana i zrozumiana. Najprościej mówiąc: nie był moim przyjacielem.
-Kochałeś ją, prawda?- zapytałam nagle w zupełnym oderwaniu od wcześniejszej rozmowy. Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem szukając może jakiejś podpowiedzi do odpowiedzi.- Amy- wypowiedziałam jej imię, choć byłam pewna, że Alex doskonale wie, o kim mówię. Zmieszał się lekko i głęboko odetchnął.
-Amy… Musimy do tego wracać?- od razu chciał uciec od całej sprawy. Nie miał pojęcia ile wiem, choć pewnie miał nadzieję, że jak najmniej.
-Alex, nie udawaj. Wiem, jak zakończył się ten związek i zrozum mnie. Widziałam ją zapłakaną wybiegającą z twojego mieszkania. Słyszałam całą waszą historię i nie licz, że tak po prostu ci zaufam omijając kompletnie twoją przeszłość- wydawał się być zaskoczony porcją informacji, jakie posiadałam. Znów zaczął bawić się serwetką, by trochę rozproszyć swoją lub także moją uwagę.- No powiedz coś- powiedziałam błagalnym tonem będąc na granicy łez.
-Tak- westchnął cicho.- Kochałem. I skoro tyle wiesz, to wiesz jak mnie potraktowała. Tak nagle. Z dnia na dzień zaczęła chodzić z moim kumplem, uważając, że przecież już ze mną zerwała. Myślałem, że to zwykła kłótnia, że zaraz wszystko wróci do normy. Ale nie, to był koniec. Pomyśl, jak się mogłem poczuć po czymś takim- mówił coraz szybciej, by zagłuszyć wszystkie wspomnienia, które w tamtej chwili do niego wracały. Wstałam, usiadłam mu na kolanach i uciszyłam pocałunkiem.
*

Droga Audrey
Muszę chyba przelać swoje myśli na papier z poczuciem, że piszę właśnie do Ciebie. Mam dość ciągłego użerania się z rzeczywistością. Miłość przytłacza. Samotność doskwiera. Mam co prawda Sarę, Lily. Mam Ciebie. I mam też wspomnienia, które wszystko komplikują. Choć zawsze pamiętam i zawsze się tego trzymam: niczego w życiu nie żałuję. Daj mi jakąś podpowiedź, co mam robić dalej z tym wszystkim. Jeszcze 8 miesięcy. I stara ja powrócę, ale na razie chcę wywrócić wszystko do góry nogami, ale tylko i wyłącznie z pozytywnymi skutkami. I dam radę. Z Tobą.
Twoja Via


* * *
Powróciłam właśnie z Londynu, więc chyba jeszcze łatwiej będzie mi się pisało o tym miejscu. Chyba teraz krócej czekaliście i mam nadzieję, że nie zawiodę ;) Piszę, piszę i zbieram tysiące myśli, żeby potem wybrać te najlepsze, a Wy w tym czasie BŁAGAM KOMENTUJCIE *.* Trudno się pisze, gdy nie wiem, czy ktoś prócz dwóch kochanych, znanych mi osób to czyta :o Kocham Was Miśki :**

08 września 2013

ten. january. part 3.

Obudziły mnie jak co dzień ciepłe promyki słońca wpadające przez szczelinę między dwoma zasłonami. Zimowa aura ostatnio nawet mnie do siebie przekonała. Wstałam pospiesznie z łóżka, by w godzinkę wyszykować się, zjeść śniadanie i ruszyć na kolejną sesję. Tym razem moim celem były mosty nad Tamizą. Chyba jeszcze nigdy tam nie dotarłam, a jeżeli już, to bez aparatu i możliwości uchwycenia cudownego widoku w obiektywie. Była sobota. Mieszkańcy spali więc dzisiaj dłużej, a tłum z ulic, składający się z osób pędzących rano do pracy, przeniósł się do różnych galerii w celu leniwego snucia się po sklepach i odpoczywania od codzienności podczas spotkań ze znajomymi w zaludnionych kawiarenkach. Szłam więc zaśnieżonym chodnikiem przy akompaniamencie klaksonów nielicznych taksówek i szelestu wiatru buszującego mi we włosach. Szłam i rozmyślałam nad popołudniowym spotkaniem. To tego dnia bowiem miałam spotkać się z Sarą, by dowiedzieć się co nieco o Alexie i Amy. Z chłopakiem nie widziałam się już prawie miesiąc i rozmowa o nim była szansą na choć minimalne zabicie tęsknoty. Sama już nie wiem co w końcu między nami było i co o tym wszystkim myśleć. Uznałam jednak, że jak będzie chciał, to w końcu się odezwie. Choć życie z taką ciszą między nami było trudne.

W takim zamyśleniu po około godzinie dotarłam nad Tamizę. Zatrzymałam się, by popodziwiać widoki tego zachwycającego mnie codziennie miasta i wybrać ten jeden most na sobotnie zdjęcia. Mój wzrok powędrował od lewej do prawej pomiędzy kolorowymi przechodniami z głowami zwieszonymi w dół, by zimne płatki śniegu nie dostały się im do oczu. Tło stanowiły starannie odśnieżone chodniki i ulice, oświetlone lampkami choinkowymi sklepy i kawiarnie i spokojnie falująca woda w szerokiej szarej rzece. Moje oczy odbyły również drogę powrotną do punktu wyjścia, jednak tym razem zatrzymały się na chwilkę. Zatrzymały się na ławce, a dokładniej na osobie na niej siedzącej- chłopaku w jasnych spodniach, czarnej rozpiętej kurtce i niestarannie założonym szaliku. Jego włosy zdawały się długo nie widzieć szczotki, ponieważ ciemne kosmyki rozwiane były właściwie w każdą możliwą stronę. Siedział tak z głową opartą o zmarznięte dłonie, wzrokiem wbitym w ziemię i myślami obijającymi się o ścianki mózgu. Był to Alex. Osoba, na której widok, i to jeszcze w takim stanie, moje serce zabiło trzy razy szybciej i mocniej. Moje kończyny zostały sparaliżowane, jak i racjonalne myślenie. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie widzieliśmy się prawie miesiąc, rozstaliśmy się bez słowa. Jedynie poprzez krótkie spojrzenie dwóch zagubionych dusz. Każde z nas pewnie niejednokrotnie przywoływało we wspomnieniach tamten dzień, jednak żadne nie miało odwagi podzielić się spostrzeżeniami z drugą stroną. Teraz jednak nadarzyła się okazja, by bez zbędnego pretekstu podejść, przywitać się, siąść obok i spróbować coś wyjaśnić. Jednak stałam jak wmurowana, nogi odmówiły posłuszeństwa i zamiast uczynić krok naprzód, odwróciłam się ze łzami w oczach i ruszyłam w kierunku Battersea Bridge.

-Przepraszam za spóźnienie, ale poruszanie się transportem publicznym w tym mieście jeszcze nie jest moją mocną stroną- powiedziałam już na wejściu do kawiarni, gdy tylko przy stoliku w głębi sali dostrzegłam czekającą na mnie Sarę. Uśmiechnęła się lekko, co sprawiło, że poczułam się już mniej zmieszana. Siadłam naprzeciwko niej i zawołałam kelnerkę.
-Jak długo jesteś w Londynie?- zapytała nagle Sarah, by przerwać niezręczną ciszę spowodowaną trudnością w przejściu do głównego tematu spotkania.
-Przyleciałam tu w listopadzie, więc niedługo będą trzy miesiące.
Zamówiłam czterowarstwowe latte z syropem toffi i cynamonem, ponieważ jak najszybciej potrzebowałam czegoś gorącego na rozgrzanie mojego biednego organizmu. Uświadomiłam sobie jednak również głód, co nie było dziwne, skoro nie jadłam praktycznie nic prócz śniadania jakieś pięć godzin wcześniej. Poprosiłam więc również o porcję panini i dopiero tak zaopatrzona mogłam przejść do dalszej rozmowy.
-Przepraszam, za zbytnią śmiałość, ale zaintrygowałaś mnie nieco swoją ostatnią historią, tak więc wolałabym od razu przejść do sedna.
-Rozumiem cię- odparła moja towarzyszka. Widziałam, że nawet ulżyło jej, gdy sama zaczęłam ten wątek. Odstawiła na stolik już prawie opróżniony kubek kawy, poprawiła się na miękkim fotelu i rozpoczęła opowiadanie. Słuchałam jej uważnie, by później móc samej wysnuć własne wnioski. Nie chciałam przegapić żadnego ważnego słowa, by mieć czysty obraz sytuacji, choć wiedziałam, że znając tylko jej wersję i tak nie będę do końca obiektywna. Nie mogłam na to jednak nic poradzić, bo gdyby nie ona- nie miałabym pojęcia o niczym i dziś zastanawiałabym się kim jest dziewczyna wybiegająca z płaczem z mieszkania Alexa tamtego felernego dnia.
-Jak długo ich znasz?- zapytałam, gdy skończyła tą dość zawiłą historię.
-Tak jak już wspominałam, poznaliśmy się w sylwestra.
-I po miesiącu jesteś w stanie ocenić chłopaka, którego znasz w zasadzie tylko z opowiadań Amy?- podniosłam lekko głos. Sama nie wiem dlaczego. Może chciałam zagłuszyć wcześniej usłyszane słowa, które teraz tylko dudniły mi w głowie.
-Olvio, spokojnie. Nie musisz mnie słuchać. Ja cię tylko ostrzegam, że to nie jest ktoś dla ciebie. Nie łudź się, że będzie tak cudownie. Pakuj się w to, jeśli chcesz, ale miej świadomość jaka jest prawda.
Spojrzałam na nią już łagodniejszym wzrokiem. Miała w sobie coś, co mnie do niej przekonywało i nie mam pojęcia, co to było. Dopiłam resztkę kawy i obie wstałyśmy od stolika, by ubrać się w ciepłe płaszcze i wyjść na wieczorny mróz. Było już koło 19. Rozstałyśmy się przy metrze, w które wsiadła Sarah, a ja ruszyłam już w stronę mieszkania. Jedyne czego chciałam to wygodne łóżko i długi spokojny sen. Musiałam jednak bowiem najpierw poprzewracać się z boku na bok przynajmniej godzinę lub dwie, by wyciszyć własny mózg i dać mu odpocząć od myślenia o związku Amy i Alexa. Przed zaśnięciem zdecydowałam podjąć tylko jedną decyzję- zadzwonić jutro chłopaka i wyjaśnić w końcu to, co między nami zaistniało.

* * *

Uff udało się. Napisałam, a teraz idę pisać następny. Mam motywację. Wenę. Inspirację. Mam własne życie i własne doświadczenia. Pora wszystko przelać na papier, bo fikcja literacka jest zdecydowanie piękniejsza. Trzymajcie kciuki i komentujcie w miarę możliwości. Proszę Miśki :**