Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^

Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^
Niśka

30 lipca 2013

nine. january. part 2.

Leżałam na wznak wpatrzona w sufit nie wykonując żadnych, nawet najmniejszych ruchów, poza mruganiem, które zawsze było moim znakiem rozpoznawczym. W mojej głowie kłębiły się przemyślenia, a słowa usłyszane tamtego popołudnia odbijały się echem już kolejną godzinę. Ocenianie sytuacji i wyciąganie słusznych wniosków nigdy mi nie wychodziło, lecz niestety często te czynności stawały na mojej drodze. Chciałam usnąć, ale to, co działo się wewnątrz było zbyt głośne.

Z krótkiego i niestety również płytkiego snu wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Świadomie sturlałam się z łóżka, by gwałtowny kontakt z podłogą przywrócił mnie szybciej do porannej rzeczywistości. Rzuciłam jeszcze okiem na zegarek, by zupełnie niespodziewanie odczytać na nim godzinę 6:43. „Kto normalny dobija się do mnie o tej porze i to w dodatku osobiście?”- pomyślałam w drodze do owego gościa. Po chwili w wejściu dostrzegłam rudą dziewczynę o szarawych oczach i lekkim uśmiechu. Spojrzałam na nią zaciekawiona, ponieważ twarz ta była mi już znana. Wyczuła to i przedstawiła się:
-Nazywam się Sarah Paton. Zapewne mnie kojarzysz- zagadnęła niepewnie, choć doskonale znała odpowiedź. Trudno było nie zapamiętać osoby, która rozmawiając przez telefon obgaduje jedyną osobę, jaką znasz w tym mieście lepiej niż z widzenia.
-Rzeczywiście. Przypominam sobie- odrzekłam patrząc jej cały czas w te małe zabłąkane oczy.- Proszę, wejdź- zaproponowałam.
Weszłyśmy obie do klaustrofobicznie małej kuchni, w której dwie osoby stanowiły już duży tłok. Wskazałam jej miejsce przy blacie i zaproponowałam coś do picia.
-Nie zajmę ci dużo czasu Olivio..- zaczęła.
-Oo, widzę że nawet znasz już moje imię- odburknęłam, gdyż nie do końca spodobał mi się ten fakt.
-Przyszłam cię tylko przeprosić za moje zachowanie i trochę się wytłumaczyć. Wtedy, gdy się spotkałyśmy przy Notting Hill rozmawiałam akurat z Amy. Poznałyśmy się na tamtej imprezie sylwestrowej. Też tam byłaś, razem z Alexem..
-Pamiętam, ale co mnie obchodzi Amy i wasze prywatne tematy? Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
-Chodzi o to, że była z Alexem ponad rok. Od jakiś dwóch miesięcy im się nie układało. Do tego doszedł Zac- były kumpel Alexa, obecny chłopak Amy. Długo by opowiadać, bo to bardzo zawiła historia.
-Mamy czas..
-Może nie teraz. Teraz cię przepraszam za to, czego się nasłuchałaś. Wiedz jednak, że choć emocje mnie poniosły i nazwanie go jebanym kasanową było bardzo ostre, to jednak coś w tym jest. Nie wiesz jak potraktował Amy po ich rozstaniu i jak traktuje do teraz. Nie chcę, żebyś przechodziła przez to samo, co ona. Alex nie jest dobrym materiałem na chłopaka i choć nie znam go długo, to mogę ci to zaręczyć. Tylko na pierwszy rzut oka jest taki cudowny. Ostrzegam cię przed nim, bo zasługujesz na coś więcej.
-Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz, a już wyciągasz takie wnioski. Na jakiej podstawie?- uniosłam się, bo jej gadka doprowadzała mnie już do szału. Za kogo ona się ma, żeby mnie oceniać?
-Nie znam, ale mam nadzieję, że poznam. Spotkajmy się w sobotę o 17 w Gail’s przy Salusbary Road. Zgoda?

Zgodziłam się, ponieważ w jakiś dziwny sposób zaintrygowała mnie jej opowieść, jak i sama jej osoba. Postanowiłam również poszerzyć grono swoich znajomych w Londynie, skoro jeszcze trochę czasu przyjdzie mi tu siedzieć. Odprowadziłam Sarę do drzwi i pożegnałyśmy się wymieniając się jeszcze na koniec numerami telefonów.


Po tej rozmowie niepotrzebna mi już była poranna kawa pomimo wczesnej pobudki. Ogarnęłam więc w miarę mieszkanie i zeszłam na dół na świeżego ciepłego croissanta z dżemem. Moje ostatnie zdjęcia spodobały się w redakcji jeszcze bardziej niż poprzednie i postanowiłam spróbować napisać artykuł o Londynie oczami Amerykanki. Jednak nie odkrywałam się zbytnio z tym pomysłem, by ktoś nie zgasił mojego zapału do pracy przez realizacją idei. Siedziałam więc przy ślicznym białym stoliku przyglądając się ludziom zmieniającym się we wnętrzu kawiarenki. Jedni zostawali na dłużej, by popracować w cieple i ciszy. Inni wpadali i wypadali z prędkością światła tylko po kubek gorącej kawy. Lecz stosunek człowieka do człowieka był inny niż w Ameryce. Tu każdy był miły dla każdego, bez względu na pogodę, własny nastrój czy czas, jakim się dysponuje. W Londynie każdy wie co to uśmiech i wie, jaką ma on moc. Z dnia na dzień coraz bardziej kochałam to miejsce i świadomie nazywałam drugim domem. Ale nadal był dla mnie swego rodzaju samotnią. Na szczęście już niedługo. 

* * *

Znowu minęło dużo czasu i znowu przepraszam. Ale w mojej głowie znalazło się miejsce poświęcone temu opowiadaniu i troszkę wypełniło się też pomysłami, które mam zamiar szybciutko realizować.  Trzymajcie kciuki i komentujcie Miśki, prooszę *.* Luv ya ♥ 
PS W zakładce "Bohaterowie" za chwilkę nowe postacie.