Leżałam na wznak wpatrzona w sufit nie wykonując żadnych,
nawet najmniejszych ruchów, poza mruganiem, które zawsze było moim znakiem
rozpoznawczym. W mojej głowie kłębiły się przemyślenia, a słowa usłyszane
tamtego popołudnia odbijały się echem już kolejną godzinę. Ocenianie sytuacji i
wyciąganie słusznych wniosków nigdy mi nie wychodziło, lecz niestety często te
czynności stawały na mojej drodze. Chciałam usnąć, ale to, co działo się
wewnątrz było zbyt głośne.
Z krótkiego i niestety również płytkiego snu wyrwał mnie
dźwięk dzwonka do drzwi. Świadomie sturlałam się z łóżka, by gwałtowny kontakt
z podłogą przywrócił mnie szybciej do porannej rzeczywistości. Rzuciłam jeszcze
okiem na zegarek, by zupełnie niespodziewanie odczytać na nim godzinę 6:43. „Kto
normalny dobija się do mnie o tej porze i to w dodatku osobiście?”- pomyślałam
w drodze do owego gościa. Po chwili w wejściu dostrzegłam rudą dziewczynę o
szarawych oczach i lekkim uśmiechu. Spojrzałam na nią zaciekawiona, ponieważ
twarz ta była mi już znana. Wyczuła to i przedstawiła się:
-Nazywam się Sarah Paton. Zapewne mnie kojarzysz- zagadnęła
niepewnie, choć doskonale znała odpowiedź. Trudno było nie zapamiętać osoby,
która rozmawiając przez telefon obgaduje jedyną osobę, jaką znasz w tym mieście
lepiej niż z widzenia.
-Rzeczywiście. Przypominam sobie- odrzekłam patrząc jej cały
czas w te małe zabłąkane oczy.- Proszę, wejdź- zaproponowałam.
Weszłyśmy obie do klaustrofobicznie małej kuchni, w której
dwie osoby stanowiły już duży tłok. Wskazałam jej miejsce przy blacie i
zaproponowałam coś do picia.
-Nie zajmę ci dużo czasu Olivio..- zaczęła.
-Oo, widzę że nawet znasz już moje imię- odburknęłam, gdyż
nie do końca spodobał mi się ten fakt.
-Przyszłam cię tylko przeprosić za moje zachowanie i trochę
się wytłumaczyć. Wtedy, gdy się spotkałyśmy przy Notting Hill rozmawiałam akurat
z Amy. Poznałyśmy się na tamtej imprezie sylwestrowej. Też tam byłaś, razem z
Alexem..
-Pamiętam, ale co mnie obchodzi Amy i wasze prywatne tematy?
Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
-Chodzi o to, że była z Alexem ponad rok. Od jakiś dwóch
miesięcy im się nie układało. Do tego doszedł Zac- były kumpel Alexa, obecny
chłopak Amy. Długo by opowiadać, bo to bardzo zawiła historia.
-Mamy czas..
-Może nie teraz. Teraz cię przepraszam za to, czego się
nasłuchałaś. Wiedz jednak, że choć emocje mnie poniosły i nazwanie go jebanym
kasanową było bardzo ostre, to jednak coś w tym jest. Nie wiesz jak potraktował
Amy po ich rozstaniu i jak traktuje do teraz. Nie chcę, żebyś przechodziła
przez to samo, co ona. Alex nie jest dobrym materiałem na chłopaka i choć nie
znam go długo, to mogę ci to zaręczyć. Tylko na pierwszy rzut oka jest taki
cudowny. Ostrzegam cię przed nim, bo zasługujesz na coś więcej.
-Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz, a już wyciągasz takie
wnioski. Na jakiej podstawie?- uniosłam się, bo jej gadka doprowadzała mnie już
do szału. Za kogo ona się ma, żeby mnie oceniać?
-Nie znam, ale mam nadzieję, że poznam. Spotkajmy się w
sobotę o 17 w Gail’s przy Salusbary Road. Zgoda?
Zgodziłam się, ponieważ w jakiś dziwny sposób zaintrygowała mnie
jej opowieść, jak i sama jej osoba. Postanowiłam również poszerzyć grono swoich
znajomych w Londynie, skoro jeszcze trochę czasu przyjdzie mi tu siedzieć. Odprowadziłam
Sarę do drzwi i pożegnałyśmy się wymieniając się jeszcze na koniec numerami
telefonów.
Po tej rozmowie niepotrzebna mi już była poranna kawa pomimo
wczesnej pobudki. Ogarnęłam więc w miarę mieszkanie i zeszłam na dół na
świeżego ciepłego croissanta z dżemem. Moje ostatnie zdjęcia spodobały się w
redakcji jeszcze bardziej niż poprzednie i postanowiłam spróbować napisać
artykuł o Londynie oczami Amerykanki. Jednak nie odkrywałam się zbytnio z tym
pomysłem, by ktoś nie zgasił mojego zapału do pracy przez realizacją idei. Siedziałam
więc przy ślicznym białym stoliku przyglądając się ludziom zmieniającym się we
wnętrzu kawiarenki. Jedni zostawali na dłużej, by popracować w cieple i ciszy.
Inni wpadali i wypadali z prędkością światła tylko po kubek gorącej kawy. Lecz
stosunek człowieka do człowieka był inny niż w Ameryce. Tu każdy był miły dla
każdego, bez względu na pogodę, własny nastrój czy czas, jakim się dysponuje. W
Londynie każdy wie co to uśmiech i wie, jaką ma on moc. Z dnia na dzień coraz
bardziej kochałam to miejsce i świadomie nazywałam drugim domem. Ale nadal był
dla mnie swego rodzaju samotnią. Na szczęście już niedługo.
* * *
Znowu minęło dużo czasu i znowu przepraszam. Ale w mojej głowie znalazło się miejsce poświęcone temu opowiadaniu i troszkę wypełniło się też pomysłami, które mam zamiar szybciutko realizować. Trzymajcie kciuki i komentujcie Miśki, prooszę *.* Luv ya ♥
PS W zakładce "Bohaterowie" za chwilkę nowe postacie.
Właśnie przeczytałam całe opowiadanie i pomijając fakt, że bohaterka jest taka młoda i trochę nierealne żeby nie chodziła do szkoły i sama mieszkała to opowiadanie bardzo mi się podoba ;))
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuńPisz czesciej bo swietnie Ci idzie :*