Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^

Czytasz = Komentujesz . Proszę ^.^
Niśka

24 lutego 2013

five. christmas. part 1.

Otworzyłam zaspane oczy przymykając je jeszcze lekko, by poranne słońce nie poraziło zbytnio mojej wrażliwej tęczówki. Przeciągnęłam się i z niechęcią wygrzebałam z ciepłej kołdry. Moja obecna miała jedną podstawową zaletę- nieograniczone godziny pracy. Mogłam wstać o 9 albo nawet o 12, byleby w tydzień wyrobić się z całym zleceniem na zdjęcia. Dzisiejszy dzień był idealny. Szybko udałam się w stronę łazienki. Umyłam się, ubrałam, zrobiłam lekki makijaż i rzuciłam okiem na kalendarz. To była Wigilia. Zatrzymałam na chwilę myśli i sprawy, które musiałam załatwić. Przystanęłam w rzeczywistości i odpłynęłam. Zobaczyłam święta sprzed roku, dwóch lat. Szybko jednak opamiętałam się i zabierając telefon wybiegłam z mieszkania.

Jednym z moich pierwszych postanowień był codzienny jogging, który w Ameryce był bardzo popularny, lecz zawsze byłam zbyt leniwa, by zerwać się rano z łóżka i pójść pobiegać. Tutaj uznałam, że muszę zrobić coś nowego, na co nigdy nie miałam czasu ani ochoty. Włożyłam słuchawki w uszy i ruszyłam przed siebie w stronę Queen’s Park. Minęły już prawie dwa miesiące od mojego przyjazdu, a ja nadal nie potrafiłam poczuć się jak w domu. Wiem, że było za wcześnie. Myślałam jednak, że przyjdzie mi to szybciej. Mimo wszystko byłam zadowolona z mojego startu tutaj. Miało być trudniej. Jestem chyba na szczęście jedną z tych osób, którym układa się wtedy, kiedy wcale tego od życia nie oczekują. Tak jest właśnie teraz. Biegnąc, czując wiatr we włosach i przejmujące zimno w całym ciele przypomniałam sobie wieczór sprzed kilku dni. Nigdy nie myślałam, że największy strach może przerodzić się w radość, która ogarnia każdą kończynę, każdy narząd, każdą kroplę krwi. Nigdy też nie myślałam, że można być tak szczęśliwym i cieszyć się ze zwykłych, mało istotnych rzeczy.
-Nie skusiłaby się pani może na łyk gorącej kawy o poranku?- usłyszałam dźwięk w uchu, do którego jeszcze przed chwilą napływała muzyka. Ten chłopak zawsze zjawia się w najbardziej niespodziewanych momentach. I chyba właśnie to sprawia, że tak bardzo się do niego przywiązałam. Znamy się krótko, ale za jakiś czas będzie to już miesiąc, potem dwa, a na końcu rok. Właśnie… Za rok to wszystko się skończy. Ale nie pora teraz na przyszłość i snucie planów.
-To zależy, czy do kawy podane będzie ciastko albo inny energetyzujący dodatek i czy towarzystwo będzie równie miłe i cieszące oko, jak pan- odpowiedziałam zalotnie. Na widok Alexa, na dźwięk jego głosu na mojej twarzy zawsze pojawia się uśmiech, pod warunkiem, że wcześniej nie wystraszę się na śmierć.
-Widzę, że panią przekonałem. W takim razie kto pierwszy, ten lepszy- zaśmiał się i ruszył pędem w stronę pastelowej kawiarenki, w której pierwszy raz się spotkaliśmy. Od tamtej pory nie ma chwili, bym o nim nie myślała, nie widziała jego roześmianych oczu w snach i nie przypominała sobie jego głosu, zapachu perfum. Gdy tylko się spotykamy, zawsze mamy o czym rozmawiać i tematów nadal jest całe mnóstwo. Tym razem jednak nie potrafiłam skupić uwagi tylko na chłopaku. Moje myśli krążyły gdzieś między nim, jego słowami, kawą i otaczającym mnie Londynem a Remy’m, tatą, Wigilią i dawno nieobecnym w moim życiu Nowym Jorkiem. Ten dzień zawsze spędzaliśmy razem, jak większość rodzin na świecie, które o tej porze są ze sobą, w gronie bliskich, wieczorem zasiadają do kolacji i czują, że są święta. Ja dziś miałam być sama w swoich czterech ścianach, laptopem i myślami krążącymi w najgłębszych zakamarkach mojego mózgu, gdzie rzadko zdarza mi się zaglądać. Ta wizja była nie tyle przerażająca, co po prostu smutna i przygnębiająca. Z tego wszystkiego rzuciłam głupie i zdecydowanie nie na miejscu pytanie:

-Jak spędzasz Wigilię?
Alex nagle zmieszał się, co z kolei zdziwiło mnie, bo odpowiedź była dla mnie jasna. Był u siebie i ten wieczór miał spędzić tak jak każda statystyczna rodzina. On jednak nie był tak pewien odpowiedzi lub najzwyczajniej nie chciał mi jej zbytnio udzielić. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on ze spuszczoną głową odpowiedział:
-Przybiegłem tu dzisiaj, bo wiedziałem, że cię spotkam. Liczyłem na to. Musiałem wyjść i pobyć z kimś, przy kim zapomnę, że najbardziej rodzinne święta spędzę w towarzystwie dwóch kotów sąsiadki, filmów z wypożyczalni i pizzy z zamrażalnika, bo przecież w taki dzień nie będę w stanie żadnej innej zamówić. Pomyślałem, że chociaż przedpołudnie będzie miłe i świąteczne.
Moje oczy z każdym jego słowem robiły się coraz większe, a serce coraz bardziej wypełniało się współczuciem i jednoczesną radością. Bałam się zapytać, dlaczego właśnie tak ma wyglądać dla niego ten dzień. Uznałam, że jeśli będzie chciał, to sam wszystko mi opowie w odpowiedniej chwili. W końcu uśmiechnęłam się wesoło i położyłam dłoń na dłoni Alexa.
-To co powiesz na wspólny wieczór filmowy w świątecznej atmosferze na całkiem rodzinnej kanapie w towarzystwie kotów i mojej skromnej osoby?
Uniósł lekko głowę i spojrzał na mnie łagodnie. Ten wzrok oznaczał nieśmiałą odpowiedź twierdzącą. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, ale tylko dopiliśmy kawę cynamonową i postanowiliśmy udać się na poszukiwania filmów na ten wigilijny wieczór.

 
Tato, Remy,
Nie ma mnie, wiem o tym i nic tego nie zmieni. Obiecałam coś sobie, Wam. Kocham Was, tak mocno, że nawet nie potrafię opisać tego w choćby dziesiątkach słów. Jest dobrze, nie martwcie się. To prędzej ja boję się, że wyrządzam Wam zbyt dużą krzywdę i za wiele od Was wymagam. Ale znam Was i dobrze wiem, że mnie rozumiecie, mimo wszystko wspieracie, a charakter mam taki jak Wy- silny i odporny. Ale dość gadania o tych mało przyziemnych rzeczach, o które batalie toczą właśnie moje biedne szare komórki. Piszę w jednej, bardzo znaczącej sprawie. Skoro to czytacie, to pewnie jest już 24 grudnia- Wigilia. A skoro jest ten cudowny dzień, kiedy nawet u nas za oknem potrafi spaść śnieg, to znaczy, że pora na coroczne upominki od rodzinki. Nie myślcie, że mój wyjazd sprawił, że zapomniałam o tej miłej tradycji. Zawsze lubiliśmy niespodzianki, a więc oto ona! Zapraszam Was serdecznie na poddasze naszego domu (tak, dopuszczam Was do mojego królestwa) i pierwsze drzwi na prawo prowadzą do garderoby. Na podłodze, jak pewnie sami zobaczycie, czeka na Was mała świąteczna cząstka nieobecnej nadal Ovi- moja mała przystrojona choineczka, którą dostałam na pierwsze święta po śmierci mamy, a pod nią… Pozdrowienia i całuski z zaśnieżonego po brzegi Londynu.

Via
 
* * *
 
Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo bardzo się starałam. Nie mogę zdradzać Wam żadnych szczegółów, ale nie martwcie się- wyjaśnię wszystko, o co tylko zapytacie, dlatego zachęcam do pisania swoich uwag i wątpliwości w komentarzach. Oceną także nie pogardzę Miśki :**
PS I przypominam o moich bohaterach w zakładce. Dla niewtajemniczonych Alex (w którym już sama się zakochałam) na zdjęciu to tak naprawdę najwspanialszy model jakiego znam- Francisco ^^ Jest zniewalający, prawda ?

3 komentarze:

  1. Magicznie. ^ ^
    Alex. Oh. Cud, miód xd
    Jestem ciekawa jak miną im święta wspólnie. ; )
    Życzę weny. ;*
    Do następnego.

    http://completely-different-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa następnego rozdziału :) Zastanawiam się jak zakończą się ich wspólne święta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział na prawdę ciekawy i interesujący :) Masz talent :3
    Czekam na kolejny !

    Zapraszam do siebie :D
    http://gabrielle-quinn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń