Luty. Kolejny miesiąc mrozów, burz śnieżnych, wiatrów i w
tym roku zdecydowanie braku słońca. Każdy dzień jest szary i krótki. Chęci do
życia uchodzą z człowieka praktycznie w kilka minut po przebudzeniu, gdy tylko
spojrzy za okno w nadziei na zobaczenie cudu, jakim jest bezchmurne niebo i
choć odrobina koloru. Co ważne, taka pogoda zupełnie nie nadaje się do robienia
jakichkolwiek zdjęć. Moje styczniowe fotografie już prawie w całości poszły do
redakcji, a ja zostałam z zupełnym brakiem materiałów na kolejne numery, co
wiąże się z coraz gorszą sytuacją materialną. Znowu zaczęłam dorabiać w
kawiarence na parterze. Pracowałam na zmianę poranną i wieczorną, ponieważ nie
miałam, jak inni pracownicy, problemu z dotarciem do pracy i powrotem do domu,
skoro to zaledwie kilkadziesiąt schodów i to w dodatku bez konieczności
opuszczania budynku. W wolnych chwilach siedziałam nad artykułem i całkiem
sporo czasu spędzałam z Sarą i jej przyjaciółką Lily. Świetnie się
dogadywałyśmy. Poznałam również osobiście Amy i Zaca. Moim zdaniem pasowali do
siebie idealnie i zazdrościłam im ich miłości, która była dostrzegalna na
każdym kroku.
I tak właśnie minęło mi sporo czasu. Jednak myślami czasami
wybiegałam poza rzeczywistość i uciekałam do Alexa. Do jego cudownych brązowych
oczu wpatrzonych we mnie i do każdego pocałunku, który wywoływał u mnie motyle
w brzuchu. Ale zaraz po tych wspomnieniach przychodziła do mnie historia Sary i
moja ostatnia rozmowa z chłopakiem.
*
Tamtej nocy budziłam się przynajmniej kilka razy. Powieki otwierały
się w mroku, by odsłonić oczom przerażającą szarość. Potem lekko opadały, a ja
tkwiłam w ciszy na zewnątrz i chaosie wewnątrz mojego umysłu. Wstałam zanim
zadzwonił pierwszy budzik. Odsłoniłam ciężkie zasłony, lecz niewiele to
zmieniło w naświetleniu małego pokoju. Zmieniłam kartkę w kalendarzu, gdyż
właśnie zaczął się pierwszy lutowy dzień. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i
doenergetyzowałam gorącą kawą cynamonową. Na lodówce, wśród mnóstwa notatek,
wisiała jedna zielona karteczka zapisana dzień wcześniej w pośpiechu: ZADZWOŃ!
Tak, obiecałam sobie zadzwonić do Alexa. Lecz cały czas odwlekałam to i
odpychałam od siebie jak najdalej. Najwyraźniej ze zwyczajnego ludzkiego
strachu. Strachu przed prawdą. Przed rzeczywistością. Postanowiłam jednak w
końcu napisać do niego sms’a z prośbą o spotkanie. Umówiliśmy się w naszej
kawiarni o 12.30. Nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Miotały mną emocje i
niespokojne myśli. Chore scenariusze rozmów, które piętrzyły się i piętrzyły, a
z każdą minutą układały w całkiem sporych rozmiarów książkę zdesperowanej
nastolatki. Wyszłam pobiegać, by później tylko na chwilę wskoczyć w domu pod
prysznic i wyjść na spotkanie.
-Myślałem już, że nigdy się nie odezwiesz- zaczął od razu,
gdy tylko mnie zobaczył w białych drzwiach pastelowego wnętrza. Miał zmieszaną
minę, twarz czerwoną od mrozu i wyraźnie niewyspane oczy, które przymykały się
dosyć często, choć na mój widok zaprezentowały się w pełnej okazałości. Alex
wstał i odsunął moje krzesło, bym mogła siąść, a następnie zajął miejsce
naprzeciwko. Spojrzał na mnie tym wzrokiem, co wtedy, w grudniu. Serce zabiło
mi mocniej, a słowa stanęły w gardle. W końcu jednak przełamałam się.
-Ja? Dlaczego ja? Myślę, że to akurat ja byłam bardziej
zdezorientowana i to ty powinieneś chcieć mi wyjaśnić tą całą sytuację. Jednak
skoro się tego nie doczekałam…- słowa nagle wyleciały ze mnie z taką mocą, że
nawet nie wiem czy zdążyłam drugi raz nabrać do płuc powietrza. Czułam, że
jeśli przestanę mówić, to cały żal wyleje się ze mnie w postaci łez, a tego nie
chciałam. Chłopak jednak przerwał mi w połowie myśli.
-Wiem. Przepraszam. Zbierałem się, by zadzwonić, napisać,
ale tak bardzo bałem się twojej reakcji. Tego, że uciekniesz i będziesz chciała
zapomnieć. A ja nie chciałem cię stracić- mówił powoli i lekko ściszonym
głosem. Oczy wbił w stolik, a ręce zajął składaniem i rozkładaniem papierowej
serwetki.
-A tym zachowaniem myślisz, że co zdziałałeś? Z każdym dniem
traciłeś mnie coraz bardziej. Z każdym niewykonanym telefonem i niewysłanym
sms’em. Cisza zawsze jest najgorszym rozwiązaniem. Wolę się z tobą pokłócić,
niż trwać w takiej nieprzerwanej ciszy i pustce. Bo wtedy nie mam pojęcia, co
przeżywasz i czy w ogóle o mnie myślisz- ja także zaczęłam ściszać głos, a
wzrokiem szukać jego spojrzenia. Wyciągnęłam zmarzniętą dłoń w jego kierunku i
lekko musnęłam jego palce. Podniósł głowę, bym zobaczyła pełne smutku duże
brązowe oczy. Złapał mnie za rękę i uśmiechnął nieśmiało.
-Myślałem. I myślę nadal. Każdego dnia. Bo najzwyczajniej za
tobą tęsknię, choć wcale nie znamy się długo. Nie odchodź tak nagle bez słowa.
-Nie pozwalaj mi na to- odpowiedziałam na jego prośbę swoją
prośbą. Już czułam, że nie powiedziałam wszystkiego, co zaplanowałam. Ale jego
obecność mnie paraliżowała. Nie potrafiłam być na niego zła i ujawnić
wszystkiego, co myślę. Ja także nie chciałam go stracić. Może takie udawanie,
że nie ma problemu nie było najlepszym wyjściem, ale mimo to tak się
zachowywałam. Zachowywaliśmy oboje. Bardzo trudno było nam poważnie rozmawiać.
Tak naprawdę mało wiedzieliśmy o sobie podstawowych rzeczy. Poznawaliśmy się
poprzez dziwne rozmowy bez tematu, często podszyte różnymi podtekstami,
przepełnione śmiechem i sarkazmem. Odpowiadało mi to, że czuliśmy się w swoim
towarzystwie tak swobodnie, jednak czasami brakowało mi w nim osoby, której
mogłabym wszystko powiedzieć i być pewną, że zostanę wysłuchana i zrozumiana. Najprościej
mówiąc: nie był moim przyjacielem.
-Kochałeś ją, prawda?- zapytałam nagle w zupełnym oderwaniu
od wcześniejszej rozmowy. Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem szukając może
jakiejś podpowiedzi do odpowiedzi.- Amy- wypowiedziałam jej imię, choć byłam
pewna, że Alex doskonale wie, o kim mówię. Zmieszał się lekko i głęboko
odetchnął.
-Amy… Musimy do tego wracać?- od razu chciał uciec od całej
sprawy. Nie miał pojęcia ile wiem, choć pewnie miał nadzieję, że jak najmniej.
-Alex, nie udawaj. Wiem, jak zakończył się ten związek i
zrozum mnie. Widziałam ją zapłakaną wybiegającą z twojego mieszkania. Słyszałam
całą waszą historię i nie licz, że tak po prostu ci zaufam omijając kompletnie
twoją przeszłość- wydawał się być zaskoczony porcją informacji, jakie
posiadałam. Znów zaczął bawić się serwetką, by trochę rozproszyć swoją lub
także moją uwagę.- No powiedz coś- powiedziałam błagalnym tonem będąc na granicy
łez.
-Tak- westchnął cicho.- Kochałem. I skoro tyle wiesz, to
wiesz jak mnie potraktowała. Tak nagle. Z dnia na dzień zaczęła chodzić z moim
kumplem, uważając, że przecież już ze mną zerwała. Myślałem, że to zwykła
kłótnia, że zaraz wszystko wróci do normy. Ale nie, to był koniec. Pomyśl, jak
się mogłem poczuć po czymś takim- mówił coraz szybciej, by zagłuszyć wszystkie
wspomnienia, które w tamtej chwili do niego wracały. Wstałam, usiadłam mu na
kolanach i uciszyłam pocałunkiem.
*
Droga Audrey
Muszę chyba przelać swoje myśli na papier z poczuciem, że
piszę właśnie do Ciebie. Mam dość ciągłego użerania się z rzeczywistością.
Miłość przytłacza. Samotność doskwiera. Mam co prawda Sarę, Lily. Mam Ciebie. I
mam też wspomnienia, które wszystko komplikują. Choć zawsze pamiętam i zawsze
się tego trzymam: niczego w życiu nie żałuję. Daj mi jakąś podpowiedź, co mam
robić dalej z tym wszystkim. Jeszcze 8 miesięcy. I stara ja powrócę, ale na
razie chcę wywrócić wszystko do góry nogami, ale tylko i wyłącznie z
pozytywnymi skutkami. I dam radę. Z Tobą.
Twoja Via
Powróciłam właśnie z Londynu, więc chyba jeszcze łatwiej będzie mi się pisało o tym miejscu. Chyba teraz krócej czekaliście i mam nadzieję, że nie zawiodę ;) Piszę, piszę i zbieram tysiące myśli, żeby potem wybrać te najlepsze, a Wy w tym czasie BŁAGAM KOMENTUJCIE *.* Trudno się pisze, gdy nie wiem, czy ktoś prócz dwóch kochanych, znanych mi osób to czyta :o Kocham Was Miśki :**